Bohaterka Stefania Hanausek

Maria Pietracha 29 maja 2022

Rodzina Hanausków pochodziła z Czech. Ojciec rodziny, Karol urodził się Ołomuńcu w 1884 r. Ożenił się z Zofią Janota, córką adwokata z Rymanowa. W 1913 r. urodziła się ich córka Urszula, a 7 XII 1915 r. – Stefania (zwana Funą). Karol pracował w sektorze bankowym, a w latach 1919-20 brał udział w walkach o Lwów, za co otrzymał odznakę Orląt. Dziewczynki (córki) w tym czasie przebywały u babci w Rymanowie.

Hanauskowie mieszkali potem w Przemyślu, a od 1926 r. – w Tarnowie, przy ul Krakowskiej. Pan Karol był dyrektorem Oddziału Banku Gospodarstwa Krajowego, angażując się równocześnie w działalność społeczną i polityczną: Polskiego Białego Krzyża, Towarzystwa Szkoły Ludowej, Towarzystwa Przyjaciół Związki Strzeleckiego, Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem i Narodowej Demokracji. Zofia Hanauskowa była kobietą wykształconą – znała kilka języków obcych, miała talent muzyczny; pięknie śpiewała. Występowała publicznie m.in. w Sali Lustrzanej przy ul. Wałowej. Była piękną i elegancką kobietą, o silnym charakterze i żywiołowym temperamencie. Również ona udzielała się charytatywnie w Polskim Białym Krzyżu, opiekując się sierotami, ubogimi. Bardzo dbała o wykształcenie i staranne wychowanie moralne i patriotyczne swoich córek.

Urszula i Stefania gimnazjum i liceum przebyły w Prywatnym Gimnazjum Żeńskim Sióstr Urszulanek, gdzie kładziono szczególny nacisk na wychowanie religijne i patriotyczne „o silnych zasadach życiowych opartych na miłości Boga, Ojczyzny i bliźniego”.

Stefania wyróżniała się nieprzeciętnymi zdolnościami językowymi; poznała sześć języków obcych (łacinę, angielski, francuski, niemiecki, czeski, węgierski). Grała na fortepianie, pięknie śpiewała i rysowała. Pisywała eseje i wiersze, była współredaktorką młodzieżowego pisma pt. „Czyn”. Gdy w 1932 r. przyjechał do Tarnowa prezydent Ignacy Mościcki, właśnie Stefania wygłosiła doń mowę powitalną w imieniu tarnowskiej młodzieży. Jak każda młoda dziewczyna - lubiła uczestniczyć w zabawach prywatnych, organizowanych u koleżanek, a po maturze - w Sali Lustrzanej. Występowała też publicznie grając na fortepianie.

Charakter miała wyrobiony: pracowita, energiczna, stanowcza, głęboko religijna (należała do Sodalicji Mariańskiej), wymagająca przede wszystkim od siebie. Egzamin dojrzałości zdała z wyróżnieniem w roku 1934. Po rocznej przerwie (z powodu kłopotów zdrowotnych) podjęła studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego (w latach 1935-39). I tu również wykazała nieprzeciętne zdolności; otrzymała stypendium Polskiej Akademii Umiejętności, została asystentką prof. Heydla – jeszcze przed uzyskaniem magisterium. Dyplom magisterski z odznaczeniem zdała 16 VI 1939 r. Planowała poświęcić się w pracy w dyplomacji. Przez jakiś czas przebywała w Debreczynie, gdzie poznała młodego Węgra, z którym planowali małżeństwo.

Jednak wybuch II wojny światowej pokrzyżował te plany. Rodzina Hanausków musiała przenieść się do mniejszego mieszkania przy ul. Gumniskiej, a Stefania podjęła pracę w Dąbrowie Tarnowskiej jako sekretarka niemieckiego Landkomisarza. Zamieszkała przy ul. Kościuszki. Dzięki znajomości języka niemieckiego mogła pomóc materialnie rodzinie, uniknąć wywózki na przymusowe roboty do Niemiec oraz – co zrobiła na pewno ze szlachetnych pobudek – podjąć prace konspiracyjną na rzecz wywiadu brytyjskiego, składając przysięgę w Związku Walki Zbrojnej. Mając dostęp do niemieckich dokumentów, przekazywała na Zachód informacje dotyczące dyslokacji wojsk niemieckich, baz, lotnisk raportów, szkiców i fotografii. Niszczyła listy (wykazy Polaków przewidzianych do aresztowania, donosy na Polaków) i inne dokumenty służące eksterminacji rodaków.

Stefania nawiązała kontakt z Heleną Marusarzówną, słynną polską narciarką z Zakopanego, działającą jako kurier między Krakowem a Budapesztem. Helenę Niemcy aresztowali w Czechosłowacji w marcu 1940 r. Znaleziono przy niej listy pisane po węgiersku. Pół roku później, we wrześniu 1940 aresztowano również Stefanię Hanausek. Jest kilka wersji okoliczności ujęcia Stefanii: „ pochwycono skoczka angielskiego, który miał się zgłosić po informację do Pumy (taki był pseudonim konspiracyjny Stefanii). Gestapo wydobyło od niego potrzebne informacje (hasło i miejsce oraz termin spotkania) i zamiast kuriera wysłało „swojego człowieka”, któremu ona wydała (na hasło) odpowiednie dokumenty. Inni twierdzą, że właściwy łącznik zjawił się nieco później i wtedy Stefania zorientowała się, że jest już w rękach wroga”. Według trzeciej wersji – Stefania została zadenuncjowana przez koleżankę z pracy, Irenę Gełemej, która była agentką gestapo. Pod nieobecność sekretarki Landkomisarza przeprowadzono rewizję w jej biurku i znaleziono kilka zatrzymanych przez (Stefanię) – Pumę donosów na Polaków oraz list po węgiersku pisany tym samym charakterem pisma, jakim był pisany list znaleziony przy Helenie Marusarzówny. Gdy Stefania nazajutrz przyszła do pracy, została aresztowania i przewieziona do więzienia Gestapo mieszczącego się w Tarnowie przy ul. Urszulańskiej 18; tej samej ulicy, gdzie nieopodal pod numerem 13, przez 8 lat zdobywała wykształcenie i formowała swój niezłomny charakter.

We więzieniu tarnowskim przeprowadzano konfrontację Hanauskówny z Marusarzówną i wkrótce obie wywieziono do Krakowa na ul. Montelupich. Mimo okrutnych tortur, Stefania nie wydała nikogo, nie załamała się. Siłą swego charakteru i ducha podtrzymywała psychicznie współwięźniarki. Została sazana na śmierć przez sąd doraźny „ za szpiegostwo na szkodę Rzeszy Niemieckiej” i 21 marca 1941 przewieziona z powrotem do tarnowskiego więzienia.

Tu strażniczką więzienną była Maria Salawa-Kulesza (bratanica błogosławionej Anieli Salawa), która była bardzo życzliwa i pomagała więźniarkom, np. poprzez kontakt z matką Stefanii, która podawała jej potajemnie pewne rzeczy. Zwróciła się też matka do inspektora więzienia z prośbą o możliwość dostarczania obiadów córce, będącej w złym stanie zdrowia, jednak bezskutecznie). W celi przebywała znów z Marusarzówną, Janiną Bednarską z Krakowa i Anną Roczkowską z Zakopanego. „Wszyscy podziwiali niezłomność Stefanii. Zachowywała się tak, jakby jej nic nie groziło, zawsze z godnością, a z wyraźną pogardą wobec Niemców. Podnosiła innych na duchu. Modliła się dużo, najczęściej na różańcu ( jak zresztą inne więźniarki). Z jej celi słychać było modlitwę i śpiewy religijne. Wykonanie wyroku odkładano przez kilka miesięcy, spodziewając się, że lęk przed śmiercią skłoni skazana do zeznań.

W przeddzień egzekucji (22 VII) przyszedł w czasie kolacji naczelnik więzienia i odczytał nazwiska osób skazanych na rozstrzał nazajutrz wcześnie rano. W tym momencie Stefania rzuciła w naczelnika miskę z zupą. Był to jej ostatni wyraz protestu i pogardy w stosunku do Niemców. Naczelnik zachował spokój, starł tylko ręką zupę z munduru”.(…)

„Maria Salawa wzięła Stefanię na noc do dyżurki, by jej ułatwić czekanie na egzekucję. Czyniła tak niejednokrotnie by pomóc nieszczęśliwym. Stefania była zupełnie opanowana. Gdy o godzinie czwartej przyszli po skazaną funkcjonariusze gestapo i esesmani, ucałowała p. Marię i powiedziała: >>Proszę się nie martwić. Idę spokojnie bo, zrobiłam to, co powinnam była zrobić. Idę do Bozi, proszę się za mnie pomodlić>>. Jej ostatnim życzeniem była prośba o Mszę św. za nią. Wychodząc z celi, powiedziała >>Niech żyje Polska, moja kochana Ojczyzna!<<.

Pani Salawa poprzedniego wieczora zawiadomiła matkę Stefanii o terminie egzekucji córki. Pani Hanauskowa ukryła się w bramie sąsiedniego domu i czekała na wywiezienie skazanych. „Gdy auto wyjeżdżało z bramy więzienia kobiety zaczęły śpiewać: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz ród.” Na widok auta p. Hanauskowa wyszła z bramy z wołaniem córki Funa! Funa! Śpiew kobiet umilkł a do uszu matki dobiegły słowa: Żegnaj, matko! Któraś z kobiet zawołała: „Pożegnaj Polskę!” Auto pojechało szybko na wschód, w kierunku Skrzyszowa. Ze zbolałej piersi matki wyrwały się krzyki: „Funa, dziecko drogie, gdzie oni ciebie wiozą?! Patrzyła długo, aż auto znikło jej z oczu. Stała na chodniku, oparta o mur. Twarz miała bladą, zalaną łzami: Nie wypowiedziała już więcej ani słowa (…)

Chwilę jeszcze postała, a potem poszła w kierunku Skrzyszowa. To biegła, to zwalniała kroku, stawała i zastanawiała się czy to jest możliwe, że jej córkę rozstrzelają zbrodniarze hitlerowscy. Tak doszła do Skrzyszowa, pytając po drodze ludzi zdążających do Tarnowa czy widzieli auto z kobietami jadącymi na stracenie. Nagle ujrzała to samo auto jadące z powrotem. Chciała je zatrzymać, wołać, by stanęło, aby dowiedzieć się, gdzie zamordowali jej córkę. Nie mogła jednak wymówić ani słowa (…) krzyknęła tylko za nimi „Przeklęci” i upadła zemdlona na ziemię.”

„Egzekucji kobiet dokonano w wąwozie w lesie Kruk w Skrzyszowie. „Nad dołami stanęło 6 kobiet. Podobno Hanauskówna pierwsza otrzymała rozkaz odwrócenia się. Odmówiła i zawołała: „Strzelajcie do polskiej piersi – ja idę do swojego Boga! Polki umieją umierać!”. Zginęła pierwsza, bo gdy we wrześniu 1957 roku dokonano ekshumacji mogiły, jej ciało znajdowało się na samym dnie dołu. Spoczywa do dziś w oddzielnej mogile właśnie tam, w wąwozie lasu Kruk.

Matka spełniła życzenie córki. W tarnowskiej katedrze odprawiono Mszę św. za spokój jej duszy, a w sierpniu rozwieszono po Tarnowie nekrologi o śmierci S. Hanausek.

Pani Hanauskowa prawie codziennie chodziła z wiernym psem na grób córki, co nie podobało się Niemcom. Zatrzymali ją pewnego dnia w tym miejscu; zabrano dokumenty i kazano zgłosić się na gestapo. Przyjaciele radzili jej życzliwie, by wyjechała do Rymanowa, gdzie miała dom, ale ona wolała pozostać w Tarnowie. Uwięziona wkrótce i torturowana, została prawdopodobnie wywieziona do Auschwitz. W 1945 roku rodzina dowiedziała się, że zginęła w Ravensbrück.

Tragiczne były losy pozostałych członków rodziny. Ojciec zmarł 30 XI 1941r., siostra Urszula, nieuleczalnie chora w 1942. Niech nie zaginie pamięć o tej szlachetnej rodzinie.


Maria Pietracha

Opracowała Maria Pietracha ( na podstawie monografii S. ZOFII STEPEK OSU„ Mgr Stefania Hanausek” – „Rocznik Tarnowski” 1995/96)